W sezonie, w którym ligowe nagłówki zdominowali Nikola Jokić, Shai Gilgeous-Alexander, Luka Dončić i Jayson Tatum, Giannis Antetokounmpo przypomniał wszystkim, dlaczego wciąż jest jednym z najbardziej niezwykłych zawodników NBA. W czwartkowym zwycięstwie Milwaukee Bucks nad Philadelphia 76ers (126–113), dwukrotny MVP zapisał się na stałe w ligowej historii.
Pierwszy taki mecz w historii NBA
Antetokounmpo zakończył wieczór z 35 punktami, 20 asystami i 17 zbiórkami — co czyni go pierwszym graczem w historii NBA, który osiągnął wszystkie trzy te granice w jednym spotkaniu.
To nie był tylko „kolejny wielki występ” — to był historyczny moment, który na nowo umiejscawia Giannisa w kontekście najlepszych indywidualnych osiągnięć ostatnich lat.
Bez Lillarda — cała odpowiedzialność na Giannisie
Milwaukee walczy w kluczowej części sezonu o jak najlepsze rozstawienie w fazie play-off. Czwartkowe zwycięstwo zrównało Bucks bilansem z Detroit Pistons (miejsce 5. na Wschodzie), choć Indiana Pacers uciekają z przewagą trzech zwycięstw.
Bez Damiana Lillarda, który pauzuje z powodu zakrzepu krwi, cały ciężar gry spoczął na barkach Antetokounmpo. I jak przystało na prawdziwego lidera – Grek nie zawodzi.
Zbyt dobry, by go doceniać?
Choć jego statystyki są na typowym dla niego, elitarnym poziomie, Giannis praktycznie wypadł z wyścigu po MVP. Wszystko przez to, że jego dominacja… stała się normą. Kiedy Jokić notuje 60-punktowe triple-double, SGA prowadzi Thunder po 70 zwycięstw, a Dončić przechodzi do Lakers, genialna regularność Giannisa przestaje robić wrażenie.
Ale występ z 76ers był inny. To był mecz, który zmusił świat NBA do ponownego uznania jego wielkości.
🗣 „W świecie, w którym MVP wybieramy na podstawie narracji, Giannis właśnie przypomniał wszystkim, że historia też się liczy. A on właśnie ją napisał” — podsumował dziennikarz CBS Sports Sam Quinn.
Antetokounmpo nie tylko udźwignął drużynę bez Lillarda – zrobił to w stylu, którego nie widzieliśmy nigdy wcześniej.