Anthony Davis wraca do gry

Sam Quinn: Anthony Davis zasługuje na więcej niż to, co spotkało go w Dallas

Anthony Davis znów znalazł się w centrum chaosu, na który nie miał wpływu. I znów to nie jego wina. To nie on doprowadził do jednej z najbardziej krytykowanych wymian w historii NBA, oddającej Lukę Dončicia do Lakers. A mimo to, to Davis będzie symbolem tej decyzji – człowiekiem, którego Dallas dostało zamiast Luki.

To niesprawiedliwe zakończenie jednej z najbardziej niedocenianych karier XXI wieku. Davis jest dziesięciokrotnym All-Starem, mistrzem NBA, jednym z 75 najlepszych graczy w historii ligi. A mimo to wielu kibiców zapamięta go nie za osiągnięcia, lecz za to, że… nie był Dončiciem.

Od początku jego kariery NBA nie potrafiło dać mu stabilnych warunków do sukcesu. W Nowym Orleanie organizacja desperacko i chaotycznie próbowała budować wokół niego drużynę, tracąc wybory w drafcie i przepłacając średnich graczy. Dell Demps, nazwany przez Davida Sterna „kiepskim GM-em”, nie stworzył nigdy zespołu na miarę talentu Davisa.

Po przenosinach do Lakers w 2019 r. Davis szybko zdobył tytuł mistrzowski. Zamiast powszechnego uznania, usłyszał, że był to „tytuł z bańki”. Nie dostał parady. Nie dostał uznania. A obok jego nazwiska wciąż pojawiają się złośliwe pseudonimy: A-DNP, Street Clothes — mimo że od przejścia do L.A. rozegrał więcej meczów niż Kawhi Leonard, Durant, czy Kyrie.

Teraz znalazł się w Dallas — klubie, który najpierw chciał walczyć o tytuł z Luką Dončiciem, a potem wymienił go za Davisa w jednym z najbardziej niezrozumiałych ruchów w nowożytnej historii ligi. Davis rozegrał świetne pół sezonu, kończąc rozgrywki 40-punktowym występem przeciw Memphis. Ale to nikt nie zapamięta tego meczu. Zapamiętają, że Mavericks oddali Lukę. I to Davis będzie z tym utożsamiany.

To nie jest sprawiedliwe. To nie jest logiczne. Ale tak wygląda rzeczywistość dla jednego z najbardziej pechowych i niedocenianych zawodników ostatnich lat.

Anthony Davis ma 32 lata. Jeszcze jest czas. Może jeszcze raz trafi do zespołu, który da mu szansę na walkę o tytuł bez gwiazdek. Może zostanie doceniony za to, kim był – a nie kim nie był.

Nie był Luką Dončiciem. Ale był (i jest) jednym z najlepszych zawodników swojego pokolenia. I w NBA powinno być miejsce, by mówić o nim z szacunkiem, na jaki zasłużył.

Scroll to Top